Bogusław Lemański
msza.net
Walka ze złem 6.12.2006

Zło atakuje człowieka od założenia świata. Jego ataki dotykają ludzi w wioskach i miastach, a często ofiarami są całe kraje i kontynenty. Zło nie omija i nas polaków mieszkających na ziemi polskiej jak i emigrantów. Tylko wiek XX to historia przeplatających się okresów wolności i zniewolenia narodu polskiego. Bóg doświadcza nas - niczym złoto w tyglu, to On zsyła utrapienia i klęski, ale również pomaga nam w dźwiganiu się z upadków. „Padamy, ale nie giniemy”, choć zło wielokrotnie już wydawało się odniosło nad nami ostateczne zwycięstwo.

Zagarnięto nas do obozu „państw bloku wschodniego”, który wszelkimi sposobami starał się z katolickiego narodu uczynić wyznawców „jedynie słusznej ideologii”, budującej „świetlaną przyszłość ludzkości”. System który miał trwać wiecznie, nie trwał dużo dłużej niż poprzedzająca go „tysiącletnia Rzesza”, w której szponach znaleźliśmy się po zdradzie europejskich sojuszników.

Oba imperia zła, skłóciły się ze sobą i musiały upaść choć pozornie jedno z nich zwyciężyło drugie. Zwycięzca w tej walce zła, rozpadł się jak kolos na glinianych nogach uderzony małym kamykiem „ solidarności dobra” . Bóg dał nam szansę której nie wykorzystaliśmy, mimo napomnień Papieża Polaka. „Blok” zamieniliśmy na „Unię”, tym razem zaprzedani przez tych, co powinni dbać o naszą niezawisłość i suwerenność. Czy z naszym krajem nie stało się jak to opisuje następujący fragment Ewangelii Św. Mateusza (12. 43 – 45) «Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. Wtedy mówi: "Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem"; a przyszedłszy zastaje go niezajętym, wymiecionym i przyozdobionym. Wtedy idzie i bierze z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem».

Wymarzona demokracja coraz bardziej przypomina raczej - demono–krację o czym świadczy wciąż rosnąca liczba wróżek, bioenergo–uzdrowicieli, szamanów i piewców wschodnich medytacji z piekła rodem. Liberalizm zionie w prasie i telewizji libertynizmem chcąc uwolnić nas od ksenofobii (!) i jakichkolwiek zasad moralnych czy etycznych („róbta co chceta”). Masoneria, nie wychodząc z cienia, walczy z Kościołem Katolickim, starając się o zachowanie pozorów działania w interesie «człowieka przyszłości». Ukrywając się za fasadami instytucji dobroczynnych i społecznie pożytecznych, oficjalnie zaprzecza swojemu istnieniu w Polsce. Nowoczesny polak powinien uważać istnienie szatana i masonerii za element ośmieszanej „spiskowej teorii dziejów”.

Mimo tego wszystkiego, a może właśnie dlatego, budzimy się powoli z szoku zawiedzionych nadziei i religijnego odrętwienia. Nie wiem, ile musi jeszcze upłynąć czasu nim „polak głupi przed szkodą i głupi po szkodzie” zda sobie sprawę że znów źle wykorzystał krótki czas wolności która została mu dana. O jego dobre wykorzystanie, apelował Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki do Polski. Gdy „zstąpił Duch Boży i odnowił polską ziemie” powinien rozpocząć się czas nawrócenia i budowania wolności na fundamencie Prawdy, Nadziei i Miłości. Kościół Katolicki w Polsce szarpany przez wrogów zewnętrznych i wewnętrznych, nie podołał zadaniu uświadomienia sobie zagrożeń, jakie wiązać się będą z wejściem Polski do Unii Europejskiej. Liczba katolików w polskich kościołach po początkowym okresie „euforii z odzyskanej wolności” zmalała niemal o połowę. Mimo to, wierzący polscy katolicy mogą być nadal przykładem dla zlaicyzowanych narodów Unii.

Myślę, że to między innymi, miał na myśli Papież, mówiąc o roli jaką Polska ma do odegrania w Europie. Europa co prawda, skolonizowała Polskę politycznie i gospodarczo, ale Polacy mogą „kolonizować” Europę - religijnie. Jest to wielkie i trudne zadanie bo zło rozpanoszyło się w Europie i zniewoliło ją w niektórych rejonach, niemal zupełnie. Patrząc na rozpasanie zła w europejskiej oświacie, polityce i gospodarce a nawet codziennym życiu europejczyków, walka z wszechobecnym złem, wydaje się z góry przegrana.

W tym momencie przypomniał mi się film science-fiction o ataku kosmitów na kulę ziemską. Pamiętam obrazy z filmu, w którym przybysze z kosmosu, wrogo nastawieni do ziemian rozpoczęli kolonizowanie naszej planety… Ogromni wzrostem i siła fizyczną przybysze pożerali ludzi, których w tym celu specjalnie „hodowali”, Innych schwytanych ziemian, wykorzystywano do niewolniczej pracy. Technika zbrojeniowa jeszcze nie podbitej ludzkości, okazała się zupełnie nieskuteczna w walce z najeźdźcą. Gdy wszystko wskazywało na całkowitą zagładę ziemian, nagle, w sposób początkowo niezauważalny i zupełnie niezrozumiały, wróg, jeden po drugim, zaczęli umierać. Okazało się że to co miało ich utrzymywać przy życiu, stało się powodem ich zagłady. Pożerani ludzie, mający w swoich organizmach bakterie niezbędne im do życia, zarażali nimi pozbawionych odporności najeźdźców. Przed złem nie uchroni nas ani tarcza antyrakietowa ani najlepiej podpisany i przestrzegany układ o wzajemnej pomocy militarnej. W krajach Europy grasuje monstrualne zło pożerające ludzi. Chodzi więc o to by znaleźli się katolicy, którzy zaniosą w sobie „bakterie wiary” do przecież niegdyś chrześcijańskiej Europy. Zło które nas „pożera”, może zostać pokonane przez coś „co jest niewidoczne dla oka” - jak by powiedział Mały Książę.

Być może wraz z emigracją naszych obywateli „ bakterie wiary w Boga zarażą Europę”? Aby jednak być tym dobrym zaczynem, sami nie możemy zostać zwyciężonymi przez luz, konsumpcjonizm, amoralność i wszelkie inne zło, musimy sami być mocni - w wierze. A zatem, aby zło nie zniszczyło naszej wiary i wiary tych, którzy ciężko walczą o chleb powszedni, tych, którzy nie mają czasu, lub zapomnieli że byli ochrzczeni i teraz są: „ani zimni, ani gorący” , musimy obudzić w sobie uśpione w nas - dobro. Źródłem dobra w nas jest Bóg i tylko to - Jego Dobro - może przeciwstawić się złu. Jak przypominał nam Jan Paweł II w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 2005 r : «Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj» (Rz.12,21) Nie ma innego oręża ani metody by pokonać zło. Dobro to Bóg i tylko z Jego pomocą możemy zmieniać nas i otaczający nas świat na lepsze. I możemy być pewni zwycięstwa bo „jeśli Bóg z nami, któż przeciw nam?”. U boku Boga Naszą „ bronią” do walki ze złem jest wiara, nadzieja i miłość.

Ale żeby być z Bogiem musimy w Niego wierzyć, pokładać w nim nadzieję i Go kochać. A to naprawdę może nastąpić dopiero w wtedy gdy Go poznamy. Nie można kochać kogoś, wierzyć w Niego, czy pokładać w Nim nadziei, jeżeli się Go nie zna. Chciałbym przypomnieć, szczególnie „letnim” katolikom, że obowiązkiem członka żywego Kościoła, zapisanym na pierwszej kamiennej płycie, jaką pokazał Mojżesz Izraelitom na Synaju (por. Wj 20,1-5n), jest nie tylko irracjonalne, uczuciowe „miłowanie” Boga, ale to miłowanie, które faktycznie uwzględnia poznanie Go, czyli ukochanie nie tylko wolą, lecz również intelektem.

Zdobywać mądrość poprzez zdobywanie wiedzy o Bogu to obowiązek „żywych kamieni” Kościoła Katolickiego. Naszym orężem w walce o nas, o Kościół, o katolicką Europę, - jest wiara oraz solidna i racjonalna wiedza religijna. Wiedza, wolna od kłamstw, oszustw i manipulacji, ezoterycznych fantazji „oświeconych”, czy panteizmu New Age. Potrzebna nam wiedza i mądrość, oparta na uznanych przez wieki autorytetach moralnych, a przede wszystkim autorytetach teologicznych i filozoficznych. Nie damy się wówczas zwieźć relatywizmowi czy postmodernistycznemu obłąkaniu.

Nikt przecież nie namówi na udział w „paradzie równości” babci z różańcem w ręku, z parafialnego kościółka na wsi. Jej wiara jest bowiem większa od wieży Babel, mimo że jej wiedza religijna może się wydawać naiwna i dewocyjna. Jej wiara nie przenosi co prawda gór, ale wnosi w jej życie Boga. Gorzej natomiast wygląda sprawa człowieka wykształconego i nowoczesnego opowiadającego się za „postępem”, „tolerancją dla myślących inaczej” oraz „szanującego różnorodność”. Jego rozległa, wydawałoby by się wiedza, inteligencja oraz wręcz agnostyczny realizm, „uprawniają go” do uważania siebie za dojrzałego i wyrobionego duchowo człowieka. Niestety w wielu wypadkach tak nie jest.

Babcia z maleńkiej wioski nie zna dowodów na istnienie Boga i nie potrafi ”uzasadnić swojej wiary”, ale wie że tam dokąd nieubłaganie zbliża się jej życie, czeka na nią jej „Bozia”, Matka Najświętsza i wszyscy święci. Ona nie ma problemu z wiarą nadzieją i miłością. Problem z nami, mniej lub bardziej wykształconymi ludźmi końca XX i przełomu XXI wieku polega między innymi na tym że bierzemy częstokroć „plewy za ziarno”. Większość z nas nie ma czasu na uczenie się takich pojęć jak byt, istnienie, prawda czy fałsz, dobro czy zło.

Zło jak pisze w swych dziełach Św. Tomasz z Akwinu to - brak dobra. To nie człowiek, lecz szatan uznał zło za cel swego istnienia. Człowiek, nawet najgorszy może być tylko mizernym sługą i naśladowcą diabła, stworzenia przewyższającego go inteligencją i brakiem dobra.

Odmowa służenia to stawianie się na równi z tym, któremu się odmówiło. Pycha, która popchnęła najdoskonalszego z aniołów do powiedzenia Bogu „non serviam”, - nie będę służył, pozbawiła go na zawsze szczęścia ze współistnienia z Dobrem Absolutnym. Czy szatan w tym zachowaniu nie przypomina „ludzi sukcesu” dla których władza i pieniądze to wystarczające powody , aby kazać innym sobie służyć. Katolik to człowiek który ma brać przykład ze swego Mistrza i Pana Jezusa Chrystusa, który mówi o sobie w Ew. Św. Marka „Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. (Ew. Marka 10:45, Biblia Tysiąclecia). Zło mami nas mirażami dobra jakie ma dawać bogactwo, władza, czy przyjęcie służby w jego orszaku. Jezus w kuszeniu na pustyni odrzucił te pozory dobra i ukazał nam kto i Komu ma służyć. O tym co człowiek uznaje za najwyższą wartość w swoim życiu Kohelet powiada w swojej Księdze Mądrości: To marność, nad marnościami to wszystko marność. (Ks. Koheleta 1:2, Biblia Tysiąclecia). Aby nabyć coś co ma rzeczywistą i nieprzemijającą wartość musimy podjąć trud zdobywania mądrości prawdziwej, która wskaże nam właściwą hierarchie wartości na naszej drodze do celu.

Możesz teraz wybrać: „Kładę przed tobą wiedzę prawdziwą, ale możesz także wybrać wiedzę fałszywą. Ostatecznie Bóg pozwoli Ci wybrać między fundamentalnym „albo-albo”: pomiędzy życiem a śmiercią, szczęściem a nieszczęściem (por. Pwt 30, 5nn). Wiedza która jest tak przydatna do pogłębienia naszej wiary, poznawania Boga i świata, a wreszcie i nas samych nosi nazwę filozofii i teologii.

Filozofia - umiłowanie mądrości (gr. φιλοσοφία philosophia) to nie to czego uczono nas często wbrew naszym chęciom i przekonaniom, ale przede wszystkim to przybliżanie się poznawanie prawdy.

Teologia (gr. θεος, theos, "Bóg", + λογος, logos, "nauka") zaś zajmuje się badaniem natury boskiej.

Abyśmy nie dali się zwieźć złu i nie dali się oszukać, musimy poznać prawdę. Prawdę o Bogu i człowieku, a szerzej, o wszystkim co Bóg stworzył. Jeżeli więc mamy się uczyć, to uczmy się od najlepszych, a Św. Tomasz z Akwinu, uważam jest właśnie taki Geniusz wszechczasów, zarówno w dziedzinie filozofii jak i teologii, Doktor Anielski, który może nas poprowadzić drogami rozumowania i wiary, wyjaśniając i ucząc prawdziwego „umiłowania Mądrości – nade wszystko”. Tej Mądrości przedwiecznej, jaka żywo rozbłysła w Chrystusie Wcielonym – „pełnym łaski i prawdy” (por. J 1, 14).

Podejmijmy próbę czerpania z owych „źródeł wody żywej” (por. J 4,14), mając za przewodnika św. Tomasza, wsłuchując się w Jego „Philosophiae perenni” - „Filozofię wieczystą”, w jego „Sumę teologiczną” jak i pozostałe pisma - aktualne na dziś i na zawsze, tu i gdziekolwiek.

do góry